Strona:Grający las i inne nowele.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

głębi i wypływały na powierzchnię, niby kwiaty wodne leśnego, rozmarzonego jeziora.
A więc najpierw ta pierwsza kartka, pisana z podróży — „Jadę... tak smutno... jesienny deszcz dzwoni o szyby wagonu... źle mi... zły duch włóczy się za mną“...
A dalej ten list jasny, spokojny, pisany w chwili zrównoważenia ducha: „Drogi Panie! Na list Pana nie odpowiadałam tak długo — czemu? Sama nie wiem. Czasami miałam wprost niepohamowaną chęć rzucenia mych myśli na papier, myśli, które rozpierały mi duszę — jednak wstrzymywałam się. Czekam z upragnieniem chwili wyjazdu Pana do Florencyi — będzie mi Pan bliższym, potrafię pisać szczerze. Wyzwoli się pan z tych martwo-sennych objęć kraju, stanie się (dla mnie przynajmniej) istotą nieżyjącą dla przeszłości i teraźniejszości, lecz dla przyszłości, więc swoją, tak bardzo swoją. Może się źle wyrażam — nie potrafię często ubrać w słowa tego, co myślę i czuję. Pozbyłam się różnych jednodniowych przyjaźni. Czuję się sama, w znaczeniu dobrem — stoję i idę sama, więc dojść muszę“...
Wreszcie ten ostatni przesmutny list, po któ-