Strona:Grający las i inne nowele.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

w jego sercu szumi, w jego duszy wyprawia swe piekielne igrzyska. Nie wiadomo, zkąd się wziął, co jest jego powodem... niebo pogodne, bez chmur... przez okno hotelowego pokoju widać daleki płat nieba, zasiany drżącemi gwiazdami. Chwila ciszy... słychać tylko niespokojny szum morza, opływającego terasy kamienne hotelu. Nowy atak wichru jeszcze gwałtowniejszy... huk potężny, zda się, że olbrzymie skalne bloki walą się ze swych niebosiężnych szczytów w morze, zda się, że cała ziemia drży od podziemnych gromów... ostry dźwięk szyby stłuczonej gdzieś wiatrem, potępieńczy jęk krzywdy, wołanie o pomoc... zupełnie tak, jakby jakiś olbrzymi statek tonął w głębiach morskich... słyszysz ten okrzyk obłąkanej rozpaczy, od którego krew tężeje:
— „Ratunku! ratunku“!
A potem ostatni suchy trzask, kotłowanie za mykających się fal, nudny poświst wiatru, przytłumiony falą ostatni krzyk:
— „Gustawie! Gustawie“!
Cisza... martwa cisza, groźne milczenie zagłady... tylko gdzieś daleko na morzu ostatnie echo wiatru, niby uporczywy, rozpaczny, sie-