Strona:Grający las i inne nowele.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

się ona w przestwór, niby olbrzymie, szare morze — w stronie „wiecznego miasta“, nad którem unosiła się biała, wszystko chłonąca mgła, poczęły wybłyskać światełka, zrazu rzadko, potem coraz gęściej, aż wreszcie zlały się wszystkie w jedno wielkie jaśnienie, wiszące w powietrzu, niby biała, świecąca chmura. A, jakby w odpowiedzi, na bladem niebie, zapalane niewidzialnemi dłońmi aniołów, jęły wykwitać migotliwe, drżące, jakby przestraszone czemś gwiazdy...


∗             ∗

Na kamiennych terasach „Villi d’Esté“, porosłych winem i bluszczem, opadających kilku piętrami w dół, od stóp starego, opuszczonego pałacu, aż do ogromnego parku — panowała zupełna cisza. Aleja, wysadzona piniami, kręte ścieżki, prowadzące do zacisznych altan i grot wodnych, po których snuli się jeszcze niedawno ludzie — opustoszały, zamilkły tłumione okrzyki zachwytu, wyznania miłosne i pocałunki, do których, zda się, był stworzonym ten dziwny, niezwykły park, cud ludzkiej fantazyi, kraina marzeń i zapomnienia.
Słońce właśnie zagasło, gdy ostatnia, spóźniona