ziemi, tylko ścieżki parku, jak widma, rozciągały wśród nieruchomych drzew, białe, długie ramiona...
I w ciszy, jaka tam panowała, szumiały tylko monotonnym szklanym chórem we wszystkich stronach parku wodospady, podziemne strumienie, fantastyczne groty wodne i kilkupiątrowe kaskady, gdzie woda z hukiem i pianą przelewała się z jednego basenu do drugiego. Była to jakaś stugłosowa, dziwna symfonia, pełna plusków, szmerów, szumu, huku i szklanego dzwonienia kropel.
I w miarę tego, jak na górze miasto, pełne gwaru i hałasu, uciszało się, układając się do snu — tem wyraziściej rozbrzmiewała w dole, pod osłoną mroku, stugłosa, szumiąca pieśń wody.
A nieco dalej, w górach, wtórował pieśni tej przytłumiony, podziemny huk licznych wodospadów.
Już światełka Tivoli, co jak wilcze oczy spoglądały ze swej wyżyny w stronę „wiecznego miasta“, gasły zwolna, ostatni pociąg, odjeżdżający do Rzymu, gwizdnął przeciągle i, opuściwszy oliwny lasek, rzucił się w dolinę... Przez
Strona:Grający las i inne nowele.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.