Strona:Grający las i inne nowele.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

na murawę. A potem, rozglądając się bacznie dokoła siebie, pobiegł po krętej ścieżce na środek parku. Pusto tu było i cicho... tylko kamienne terasy pałacu, z milionami błyszczących nitek wodnych, spływających ze szklanym jękiem z wyższych schodów na niższe, pięły się majestatycznie w górę, zalane potokami światła... Amorek przebiegł szybko, jak błyskawica, pnące się w górę schody, na każdem piętrze przystawał chwilę i nadsłuchiwał bacznie, a potem, rozpostarłszy skrzydła, sfrunął jak ptak znowu na dół... W ten sam sposób obleciał wszystkie ścieżki, zaglądając do każdej ustroni, do każdego zaułka. Wreszcie powrócił do największego basenu, porosłego przy brzegach liliami wodnemi, gdzie fantastyczne gryfy i smoki wyrzucały z otwartych gardzieli strumienie wody, usiadł na brzegu basenu nad samą wodą i wyciągnął białą, pulchną rączkę w stronę kwiatów. Zdjął ostrożnie kielich największej lilii, prześwietlonej blaskiem miesięcznym i, strojąc pocieszne miny, przyłożył go do ust, jak trąbkę:
— „Ho hej! ho hej!“ rozległo się donośne wołanie, wnikając w ciszę nocy i budząc tysiące ech i szmerów. Niosło się ono w dal melo-