i cichy, delikatny plusk, jak gdyby jakieś ciężkie krople spłynęły na powierzchnię wodną.
Zerwała się więc i pobiegła, zwinna i lekka, w stronę jęczącej groty, łamiąc trawy i przeciskając się przez krzaki. Doszedłszy do tego miejsca, gdzie w białej, spękanej skale czerniał otwór groty, pogrążonej w mroku, oparła się wiotkiemi ramionami na kamiennej balustradzie basenu i, spoglądając rozszerzonemi źrenicami w ciemność, zawołała cicho:
— Antinousie! Antinousie ! to ja! Silvia!...
A z głębi groty odezwał się znów ten sam jęczący głos:
— Ave! ave carissima!!
— Bądź pozdrowiony i ty! zejdź, proszę, do mnie z tej ponurej, wilgotnej jamy... tu tak ciemno... boję się...
W grocie zapanowała cisza... — a potem o ciemne sklepienia odbiło się znów parę westchnień ciężkich i bolesnych jęków.
— Nie mogę... więzi mię żelazo, straszne, bezlitosne żelazo...
Któż będzie dzisiaj, Silvio, błąkać się z tobą, jak przed laty, w tę jedyną noc, po osrebrzonych miesiącem ścieżkach, któż będzie dziś
Strona:Grający las i inne nowele.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.