przyjęto mię z honorami, jakie oddaje się bogom. Umieszczono mię w atryum, w niszy, malowanej cudnie, wśród posągów bogów i masek zmarłych przodków. W pierwszym dniu mego pobytu, odbyła się na moją cześć uroczysta uczta. Głowę moją uwieńczono wawrzynem, a patrycyuszki, rozgrzane winem, patrząc na moje boskie, cudne, nagie kształty, płonęły w rozkosznych ogniach, jak kwiaty purpurowe... Odtąd żyłem tak długie lata w szczęściu i nie raz jeden piękne niewolnice obejmowały mię w miękki uścisk, szepcąc mi do ucha jakieś tęskne, niezrozumiałe zaklęcia. Mijały tak pokolenia za pokoleniami, a ja trwałem wciąż, wiecznie młody i nieśmiertelnie piękny.
Przyszedł wreszcie ten dzień pamiętny i niezapomniany... Ziemia zatrzęsła się, w powietrzu rozlał się jakiś żar, wszystko niszczący, niebo zapłonęło olbrzymią łuną. Nie wiedziałem, nie rozumiałem, co się dzieje... z niszy swej patrzyłem, jak ludzie biegali w obłąkaniu po komnatach, łamali ręce, czepiali się szat bogów, błagając o ratunek. Tylko Metella, dumna córka patrycyuszów, krew królewska, stała obok mnie spokojna i wyczekująca, z lekkim uśmiechem na
Strona:Grający las i inne nowele.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.