Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/101

Ta strona została przepisana.

zwątpienia, nadziei i niepewności przyłapał ją w kuchni przy ogniu.
— A ty, Marjo... a ty? — ponowił pytanie.
— Ah, ja? Ja nie wiem!
Nie wydawała się już dla niego Marją Noina, ale Piotr Benu wydał się sobie królem całego świata. Zatrzymał ją, gdy zmierzała ku wyjściu i z pokorą, a razem gwałtowną namiętnością, zawołał:
— Czemu chcesz odejść? Już teraz wiem. Kochasz mnie, Marjo; powiedz, że mnie kochasz, nie zaprzeczaj!
— Nieprawda, nieprawda, odejdź, daj mi pokój... — rzekła, próbując się uwolnić.
Ale czyniła to za słabo, a Piotr nie miał zamiaru jej puścić. Postawił nawet warunki.
— Dobrze, odejdziesz później. Tylko wpierw powiedz mi, że mnie kochasz.
— Tak, lubię cię — rzekła.
Piotr jednak nie dotrzymał warunków umowy.