Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/103

Ta strona została przepisana.

tę. Nigdy, w całem swem życiu, nie czuł się tak szczęśśliwy, i wspominając swą nieskończenie smutną przeszłość, miał wrażenie, że po długiem przebywaniu na zimnie i deszczu, znalazł się teraz w jakiemś miłem zaciszu.
Dziwnym trafem nie odczuwał żadnej zazdrości, żadnej podejrzliwości. Może przez pewną zarozumiałość, może dzięki ślepemu zaufaniu do Marji. Stawiał ją tak wysoko, że nie przypuszczał, by była w stanie go zdradzić, a sam w miłości jej dla siebie czuł się bardzo silny i wyższy ponad wszystkich.
W przyszłość patrzył spokojnie i z wiarą. Ciotka zrobiła testament na jego korzyść i dogorywała z każdym dniem. Piotr nie życzył jej śmierci, a przynajmniej nie przyznawał się do tego życzenia; myślał jednak o sprzedaniu spadku i założeniu małego handlu wołami. Była to jego myśl bezustanna. Wiedział, że po roku lub dwóch z każdej setki zrobi tysiąc. W trzy lub cztery lata miał nadzieję przedstawić się wujowi Mikołajowi z kapitałem nie do pogardzenia i poprosić go o rękę Marji.
Noinowie i cały wielki ród ciotki Luizy narobiliby hałasu, ale jeżeliby Marja chciała, a on był w stanie dać jej przyzwoite utrzymanie, co mogło mu zależeć na tamtych? Prawie wszystkie jego myśli obracały się koło tego punktu, który mu się wydawał celem pewnym i postanowionym. Czy pracował w sadzie, w zagrodzie lub w winnicy, czy obchodził zasiewy, rąbał lub ściągał drzewo z gór, czy jeździł po wino i zboże w interesach gospodarza, czy woził