ścigach, ale bez zbytniego zapału i bez zakładów. Biegały najlepsze konie z okolicy, a nagrody stanowiły woły, pieniądze i sukna, brokaty i aksamit.
Marja bawiła się wybornie; poniżej widziała gromady kobiet z Orotelli, które podawały sobie z rąk do rąk maleńki flakonik, maczały w nim mały palec, a potem pocierały nabożnie oczy, kładąc żarliwie znak krzyża.
— Co one robią? — zapytała Franciszka.
Pochylił się przez skałę i zasięgnął wiadomości.
— To cudowny olej z lampy Przenajświętszej Marji Panny, który chroni oczy lub leczy je z choroby — rzekł, śmiejąc się, z przesadzoną ironją.
Ale Marja się nie śmiała, bo wierzyła w te rzeczy, i rzekła:
— Mama cierpi często na oczy, zawiozę jej trochę tego oleju. Ale jak to zrobić? Zaraz, zaraz! Hej ludzie z Orotelli! — zawołała głośno, wychylając się z za skały.
— Czego chcesz? — zapytała z dołu jakaś dziewczyna, zadzierając głowę.
— Czy możecie mi dać trochę poświęcanego oleju?
— Dlaczego nie? Zejdź do nas; ale zdaje się, że twoje piękne oczy nie potrzebują lekarstwa.
— Kto to wie? Czy dasz mi ten flakonik?
— Wszystkiego ci nie dam. Weź teraz, więcej nie mam.
— Nie, jeżeli wezmę, to wszystko. Dam ci na niego lira. Chcesz?
— Nie mogę.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/129
Ta strona została przepisana.