Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/135

Ta strona została przepisana.

w pasie, odrazu przy pierwszych zakosach ścieżki oddalił się umyślnie od towarzyszy podróży, przejęty wielką, słodyczą, zadowoleniem i bynajmniej nie ukrywaną dumą. Róża, siedząc na podjezdku, za plecami człowieka żonatego, zaczęła już kłuć, plotkować, popędzać z całą złośliwością swego jeźdźca i towarzyszy, aby nie zostawiali Franciszka samego z Marją i nie dali im możności rozmawiania swobodnie i w tajemnicy.
Przed przybyciem do kościółka Św. Ducha gromadka zeszła z koni i zasiadła do obiadu w malowniczej dąbrowie, dzieląc się zapasami, przyniesionemi z Nuoro, i słodyczami, zakupionemi na Gonare. Franciszek siedział obok Marji i wybierał dla niej najlepsze kawałki, niewyczerpany w objawach najwyższej uprzejmości.
— Patrz, patrz, — szepnęła Róża do ucha sąsiadce Czy nie gruchają? Do djabła, kamienie to widzą. Powiem dziś jeszcze Helenie Rosana. Padnie ze złości.
— Co cię to obchodzi? — odparła tamta. Chyba, że jesteś zazdrosna?
— Zazdrosna o tego jeża? — powiedziała głośno Róża.
— Kto jest jeż? — spytała jedna z towarzyszek.
— Ty! odrzekła z bezczelnością Róża.
Marja zrozumiała o co idzie i zarumieniła się, patrząc ze wściekłością na złośliwą dziewczyną. Mój ty Boże! Franciszek Rosana był naprawdę brzydki, a prócz pańskiej postawy, która nakazywała szacunek,