Ale nieraz wydawało się inaczej: potrzeba było tylko wspomnienia jasnych oczu Piotra, jego spojrzenia, które miało tajemnicę i zawrotny urok głębokich wód, aby znowu Marja czuła w sobie przepaść, pomieszane głosy, które jej wyrzucały nikczemność i wiązały ją boleśnie z przeszłością. Jeżeli wtedy szare oczy ukazały się rzeczywiście, zwycięstwo na chwilę przypadało im niepodzielnie. Ale Marja miała dość siły, aby w porę uciec przed niemi i w ten sposób uniknąć pokusy. Co więcej, miała się jeszcze za dosyć uczciwą, jeżeli zamierzając zdradzić Piotra dla innego, starała się przynajmniej być wierną ostatnio przybyłemu.
Gdy przeszło winobranie i Piotr wrócił na kilka dni do domu, nie dała się zwyciężyć pokusie, aby z nim pomówić sam na sam. A jednak płonęła i cierpiała, czuła się głęboko zakochaną i bywały noce, że nie mogła zmrużyć oka, rozgorączkowana, nawet fizycznie; pragnęła umrzeć i płakała jak szalona, z dreszczem ostrego bólu. Ale w rozdwojeniu jej istoty zwycięstwo odnosiło zawsze wyrachowane, przewrotne, próżne i wszechwładne ja w samym rdzeniu swojej szkaradnej niskości.
Piotr widział, że ona cierpi i sam męczył się, niepokoił i smucił, lecz postępował rozważnie, nie podejrzewając prawdziwej przyczyny zmiany Marji i ich wzajemnego stosunku.
W końcu października wybrał się na zasiewy. W drodze chwycił go taki żal, taki smutek, że nie widzi już Marji takiej, jaką sobie wymarzył, że zdawało
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/144
Ta strona została przepisana.