mu się wprost, iż oszalał. Po raz pierwszy nie spełnił swego obowiązku: zostawił wóz gdzieś na folwarku, przywiązał psa, by nie szedł za nim, i powrócił. Późnym wieczorem kręcił się jak potępiona dusza koło domu Nomów, z sercem wezbranem boleścią. Widział, że gospodarz wyszedł, a światło w małem okienku od kuchni nie zgasło. Zapukał. Marja przyszła otworzyć.
— Piotr! — rzekła przerażona. — Po coś powrócił?
— Cicho — szepnął chrapliwie i pociągnął ją na głuchą uliczkę. — Co się dzieje, Marjo? Powiedz mi odrazu, muszę wiedzieć koniecznie. Ja oszaleję, Marjo!
Błagał, mdlał, zdawało się, że padnie porażony. Po tem jego obłąkaniu zrozumiała, że kocha ją więcej, niż Franciszek Rosana, poczuła litość nad nim i nad sobą i już miała wyznać straszną prawdę, ale nie starczyło odwagi i uciekła się znowu do kłamstwa.
— Czy ci nie powiedziałam, że zdaje się, iż ojciec się czegoś domyśla? Obawiam się. Bądź rozsądny, nie rób mi przykrości.
— Nigdy, Marjo! — odrzekł z zapałem. — Więc nie mam wracać? Choć parę razy, Marjo?
— Nie, nie, potajemnie nigdy. Idź już, idź teraz i z prawdziwym lękiem wypychała go.
Ale on nie mógł odejść, ruszyć się i chciałby umrzeć natychmiast.
— Pozwól choć chwilkę, Marjo... jest jeszcze czas.
Pocałował ją, nie mogła się oprzeć. Potem, gdy
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/145
Ta strona została przepisana.