Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/148

Ta strona została przepisana.

wielkiemi krokami, nie potykając się, przez dzikie ścieżki, przy slabem świetle gwiazd.
Myślał uparcie o Franciszku Rosanie i czuł już, że go nienawidzi. Ale Marja! Marja! Czy podobna, żeby go zapomniała, żeby go zdradziła?...
Odsuwał zwątpienie, przypuszczał, że może rodzina zmusiła Marję do przyjęcia Franciszka za męża, tem więcej, że, jak powiedziała, wuj Mikołaj odkrył tajemnicę ich miłości. Jak ona musiała cierpieć, jakie przechodzić tortury!
Im dłużej szedł, tembardziej myśl o zdradzie rozwiewała się; wspomnienia przesuwały się zwartym łańcuchem i każdy wyraz, każda przysięga, każde spojrzenie drżało w pamięci jak błysk żywego światła i zalewało go uczuciem głębokiej tkliwości.
Ciemną i nagą dolinę Mareri przebiegł niemal kłusem; zdawało mu się, że śpieszy na ratunek Marji, wyrwać ją z ohydnej przemocy narzuconego przeznaczenia. Wyciągał ramiona z zaciśniętemi pięściami, jakby chciał odegnać coś twardego i duszącego.
— Ależ ja go zabiję, jak Bóg na niebie, zabiję, zabiję, zabiję, — wyrzekł naraz głośno i uroczyście.
Powtarzał potem w myśli te wyrazy przez całą niemal drogę i zdawało mu się, że je wymawia ustami, biciem skroni, dzikiem tętnem w szyi, a nawet samym krokiem. Myślał wciąż z nienawiścią o Franciszku Rosanie; im bardziej zbliżał się do Nuoro, tem bardziej Marja ukazywała mu się, jako nieszczęśliwa ofiara.
Doszedłszy prawie nieświadomie do kapliczki Solitudine, na widok Nuoro, które rysowało się czarne