śród ciemnej pustki, ugwieżdżone tu i ówdzie czerwonemi ślepiami latarń, stanął jak wryty, zbudzony nagle do rzeczywistości, do zewnętrznego świata.
Zadźwięczał dzwon wieczorny, przenikliwy w ciemności i Piotr zadrżał, puszczając się w dalszą drogę. Może już późno i Franciszek Rosana już opuścił dom Noinów? Zacisnął pięści, pobiegł pędem, a Malafede, który został w tyle, dogonił go i wyprzedził, szczekając.
— Jest i pies! — zauważył Piotr zdziwiony. Zaklął, świsnął, chciał go przywołać, ale Melafede gnał z łapami w powietrzu i z uszami do góry. Wtedy postanowił nie ukrywać przed gospodarzami swego przybycia i wytłumaczyć swój niespodziewany powrót chęcią nabycia chininy, ponieważ miał febrę.
Uspokoił się cokolwiek, ale gdy dostał się między domy mieszkalne, w miarę jak się zbliżał ku domowi, znów mu zaczęły bić gwałtownie wszystkie tętna i w szyi i w głowie i w sercu z niepewności i ze sprzecznych pragnień, aby zastać i aby nie zastać Franciszka.
Zbliżywszy się do bramy, widział, jak Franciszek Rosana wychodzi z niej, a Marja, która go odprowadza ze świecą w ręku, wychyla głowę, mówiąc: Dobranoc.
Głos jej, jeżeli nie był wesoły, był spokojny i pełen wiary. Wystarczyło Piotrowi to tak poufałe „Dobranoc“, które mu przeszyło uszy i zalało go rumieńcem bólu i zazdrości, by się przekonał, że nieszczęście się stało.
Franciszek odchodził lekkim swoim, pełnym pańskości krokiem, a Piotr poczuł wielką ochotę pobiec
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/149
Ta strona została przepisana.