Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/150

Ta strona została przepisana.

za nim i udusić go; ale bardziej ciągnęła go Marja, pragnął sprawić sobie dziką, wisielczą uciechę, by ukazać się nagle na progu, gdy będzie zamykała bramę i spiorunować ją wzrokiem. Był śmiertelnie blady, oczy miał nabiegłe krwią.
Marja zadrżała i spojrzała na niego przerażona; ale pies wpadł na podwórze i do kuchni, szczekając hałaśliwie i obwąchując podłogę, a wuj Mikołaj wyszedł nagle, zanim Piotr zdążył przekroczyć próg, a Marja otworzyć usta.
— Patrzcie, Malafede! — krzyknął gospodarz. — Co się stało, do djabła, Piotrze Benu? Czemuś powrócił, kawalerze?
— Dobry wieczór! — rzekł, wchodząc Piotr i zamknął bramę. — Nie spodziewaliście się mnie zapewne?
Marja czuła, że mówi do niej, przelękła się i schroniła do kuchni, a tak była zmieszana, że bezwiednie zgasiła świecę.
Piotr cały dygotał wewnętrznie. Wszedł do kuchni i usiadł przy piecu, w tym samym kącie, gdzie spędził tyle chwil szczęśliwych. Wspomnienia ogarnęły go tak mocno, jak gdyby drżały w powietrzu, w ogniu, we wszystkiem dookoła i ból stał się jeszcze silniejszy i dotkliwszy. Czuł gwałtowną potrzebę wykrzyczenia się i brzydką chęć wyznania wszystkiego gospodarzom, błagając sprawiedliwości i miłosierdzia. Dziwił się potem sam sobie, że nie stracił zmysłów w owej chwili.
Powiedział, że wrócił kupić sobie chiny, gdyż od kilku dni trapi go gorączka.