Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/153

Ta strona została przepisana.

— He, he, he! Zrobimy, jak będziecie chcieli, mój Piotrze. Pieniędzy tam nie brak w domu. To mocny dom, potężny dom! A Marja zdaje się być stworzoną, by prowadzić interesy i handle: ma tęgą głowę. Nawet nie próbowałem powiedzieć, niech będzie tak, albo inaczej. Jest zresztą jeszcze i matka, chciej tu wojować przeciw dwom kobietom. Lepiej rąbać kamienie, niż zbijać wolę dwu kobiet. Co myślisz, Piotrze? Czy mam słuszność, czy nie mam?
— Skończone — pomyślał Piotr — wszystko skończone!
Szczery i swobodny ton gospodarza pozwolił mu zrozumieć rzeczy tak, jak wyglądały w rzeczywistości. Pomyślał, że matka wpłynęła na córkę, ale nie zmusiła. Marja zdradziła go z własnej woli, dla kogo... dla kogo! Po odejściu gospodarza wyszedł na podwórze, aby zbliżyć się jakoś do Marji, chodził rozpaczliwie tam i z powrotem z głową podniesioną; wreszcie wrócił, szczękając zębami z wściekłości, z zim na i bólu, pokonany przez rozpacz, ale i przez dumę.
Nie, nie powinien się upokarzać, nie powinien się kompromitować, nigdy, nigdy; ma się zemście, choćby za cenę życia!
Jednakże w głębi duszy głos jakiś cichy i łagodny, wątły jak głos dziecka, bronił jeszcze zawsze Marji, i wspomnienia napływały tłumnie, zabójcze, trawiące. Tu, właśnie w tym kącie, koło świętego ogniska, Marja tyle razy mówiła mu słodko, przyrzekała, przysięgała. Jak to wszystko mogło stać się niczem?