Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/155

Ta strona została przepisana.

była powietrzem, którem oddychał, krwią, która go odżywiała, bólem, który go dręczył. Poza nią była nicość, śmierć, chaos.
Zbadał się sumiennie, czy przypadkiem nie dał jej powodu do obrazy, do gniewu. Czy mogła istnieć jakaś przyczyna, jakieś usprawiedliwienie chociaż dla wytłumaczenia zdrady? Nie. Dawał jej tylko miłość i wiarę.
Ale nawet śród najbardziej bolesnych i smutnych myśli nie przypuścił ani na chwilę, jaki był ten nagły i fatalny powód zmiany w Marji. Kochał ją tak mocno i czcił tak bardzo, że nawet w żalu i rozpaczy nie podejrzewał jej prawdziwych pobudek.
Tak był daleki od prawdy, że wynik jego rozpaczliwych myśli był: Marja mnie rzuca, bo mnie już nie kocha, bo może, podmawiana przez matkę, przez ludzi, przez niego — kocha jego.
Franciszek Rosana był brzydki, ale wykształcony i sprytny; kto wie, jakich użył uwodzących środków, jakich wyższych czarów, jakich złych sił, aby mu zabrać serce Marji, oddane przedtem wyłącznie jemu z otwartej i szczerej miłości!
Marja była słabą, bezwolną kobietą; cała nienawiść, ślepa, bezrozumna i niesprawiedliwa spadła na Franciszka Rosanę. Biada! Biada!
Tysiączne zamiary zemsty zaświtały w mózgu Piotra. Jeżeli nie uda się inaczej i stanie się według przeznaczenia, zakłuje rywala w tej samej kuchni, przed tem świętem ogniskiem w sam dzień ślubu, zanim Marja będzie jego.