Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/36

Ta strona została przepisana.

w piecyku i postawiła na nim starą, błyszczącą maszynkę do kawy, która rychło zaczęła syczeć. Sama usiadła w kącie, by zemleć kawę. W tedy dopiero spostrzegła Piotra i zaczęła mu się przyglądać zmrużonemi pięknemi oczyma, jeszcze mętnemi od snu.
Piotr czuł to spojrzenie; nie mówiło ono wprawdzie nic, niemniej sprawiło mu niewypowiedzianie miłe uczucie i odegnało smutne myśli, z któremi się obudził. Ale jednocześnie przypomniał sobie złośliwe docinki Róży. Co za szaleństwo! W jaki żywy sposób Marja Noina tak piękna, bogata, tak dumna i złośliwa, mogła myśleć o nim, o swoim słudze?
A gdyby to była prawda? Przy tem pytaniu doznał zawrotu głowy, zamknął oczy i zdawało mu się, że jednostajny szmer obracanej przez Marję maszynki dudni mu w głowie, ogłusza i nie daje zebrać myśli. Pozatem rozumiał wszystko i czuł doskonale.
Marja myślała o nim? Może dlatego przychodziła codziennie do doliny, a on, głupiec, gniewał się i sądził, że mu niedowierza!
Zachwyt niewysłowiony ogarnął go, myśl, że zajmuje choć malenieczkie miejsce w sercu Marji, nagradzała mu wszystkie doznane gorycze, a radość była za wielka, pochlebiała za bardzo jego próżności ładnego chłopca, ażeby mógł jej się wyrzec, dopóki nie przekona się, że się myli.
Marja mełła wciąż powolutku kawę, maszynka mruczała, syczała, podskakiwała, rozpalone węgle trzeszczały, strzelając tysiącem małych czerwonych i wesołych iskierek.