Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/37

Ta strona została przepisana.

Jak piękna była Marja z odkrytą głową, jaka musi być dobra i łagodna, jak źle ją osądził!
W ciemnym kącie, gdzie siedziała, włosy jej wydawały się jeszcze czarniejsze niż zwykle, a twarz prawie biała, cała postać rysowała się z pewną elegancją w lekkiem i jasnem ubraniu domowem. Piotr pieścił ją całą przymkniętemi oczami, a im bardziej się przyglądał, tem więcej się zachwycał; wreszcie otworzył szeroko oczy. Ranek zaglądał przez jedyny szklany kwadracik okna i z tego różowego oka rozlewało się łagodne światło po całej kuchni. Widząc, że Piotr już nie śpi, Marja rzekła swobodnie:
— Obudziłeś się? Miałam cię wołać, bo późno, nie widzisz? Prędko! jest moc roboty!
Głos był spokojny, ton rozkazujący, i Piotr, przywrócony nagle do rzeczywistości, zbudził się również ze swego szalonego i nagłego marzenia.
Uszy mu poczerwieniały, skoczył na równe nogi, odepchnął matę, zwinął ją w duży wałek i oparł o ścianę, potem wyszedł na podwórze umyć się pod studnią, podczas gdy Marja wsypała do maszynki kawę, by ją ugotować na sposób arabski, uderzając ręką w zmielony proszek.
Słońce ledwie się wzniosło, a już na podwórku, pod ganeczkiem i w kuchni praca wrzała w najlepsze. Na podwórzu tłoczono winogrona i rozumie się, największa praca przypadła właśnie Piotrowi.
Pod gankiem stała duża i wysoka kadź, na niej leżał drewniany tłok. Piotr wszedł do kadzi, oparł się o mur, z głową, sięgającą prawie do belek dachu i za-