Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/53

Wystąpił problem z korektą tej strony.

niej za wiele szacunku, by dać jej poznać swoje uczu-
sztucznych.
Ale potem gniewał się na siebie za szalone marzenia i wracał z większą rozpaczą do poczucia rzeczywistości. Jakżeby gospodyni mogła pokochać i zaślubić swego sługę? Czy kto widział kiedy coś podobnego? Przytem Marja była piękna, bogata, jedynaczka strzeżona, mogła pragnąć dla siebie wielkiego pana. Uszy Piotra czerwieniały ze wstydu i upokorzenia. Starał się znowu nie myśleć o tem wszystkiem, oderwać się i utonąć jedynie w pracy, w ziemi, którą przeorywał, w jarzmie, w sprawach cudzych, w przeszłości swej i przyszłości. Cóż, kiedy jego przyszłość cała nabiła się na ten kolec, który kaleczył mu serce, a ból dokuczał mu jakby ból fizyczny. Przeszłość przedstawiała mu się jak umarły sen, jak dalekie i obojętne widzenie, nie miał spraw własnych, w których by się mógł zagłębić; sprawy cudze zawsze mało go wzruszały, a teraz nudził go śmiertelnie, przytem był tak daleko od siedzib ludzkich, że nieraz za podszeptem jednostajnego milczenia zdawało mu się, iż jest sam na święcie i doznawał głębokiego, dziwnie samolubnego wrażenia. Spędzał długie chwile, stojąc lub siedząc bez ruchu, z oczami utkwionemi w przestrzeń, bez żadnej myśli poza uczuciem, że się jakby zamienił w kamień, w drzewo, w zarośla i nie powinien się już wydostać z cichego kąta, uśpionego pod bladą pustką jesiennego nieba.
Ale i ten dziwny sen, raczej fizyczny niż moralny, znikał po chwili; krew zaczynała tętnić gwałtow-