Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/57

Ta strona została przepisana.

w te dni lepi się, wycina i ząbkuje, słodycze zaś robi z ciasta, tłuszczu, rodzynków i migdałów, z orzechów i cukru.
Kobiety z Oliena doskonale sobie zarabiają w dni poprzedzające Zaduszki. Przychodzą ze wsi boso, albo z obuwiem w ręku i sprzedają na ulicach Nuoro moszcz i rodzynki. Krążą wszędzie w swych oryginalnych strojach, z włosami okręconemi około uszu i, drepcąc jak kurki, oznajmiają cienkim głosikiem: Papascja piaes e fju? Bini ottu piaes?[1] co znaczy, że winobranie skończone i że zima się zbliża.

O samym świcie Marja rozpaliła ogień. Komin gorzał jak piekło, ogrzewając mocno kuchnię. Przez małe okno wesoły promień słońca wpadał już smugą błękitnego pyłu, kładł się złotą plamą na przeciwległej ścianie. Po nocnej ulewie nastała jesienna pogoda; domki sąsiedztwa stały oczyszczone i odświeżone przez deszcz i wiatr. Świat oddychał świeżością i zapachem suchych liści, opadłych gałęzi mchem na mokrych i dymiących dachach pod błękitnem i czystem niebem. W kierunku gór różowo-szare chmurki roztapiały się w morzu słońca. Była godzina dziesiąta rano, a zdawało się, że to dopiero jutrzenka, tak świeże i tak przejrzyste było powietrze. Koguty piały jeszcze, kury w uliczkach tarły dziobami o mokre i błyszczące kamyki, lub piły wodę w kałużach, podnosząc co chwila głowy do góry, jakby chciały lepiej wetchnąć piękno poranka.

  1. Rodzenki i figi! Kto kupi? Wino gotowane! Kto kupi?