Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/61

Ta strona została przepisana.

— Co za dym, kiedy ogień wygasł i piec jest zimny, jak lód. Nie upieczecie dziś tego chleba. Ale Piotr nie weźmie ani ziemi, ani chałupy, bo są kupione za kradzione pieniądze, a on — znam go teraz lepiej niż wy, — jest bardzo uczciwy, jakkolwiek gadają o nim niestworzone historje.
Marja zaczęła się irytować, bo Mikołaj wciąż grzebał w ogniu; zato Sabina ucieszyła się mocno, słysząc, że wój mówi dobrze o Piotrze. Tak ją bolało, gdy go obgadywano! Przez całą resztę poranka mówiono żywo o Piotrze, o ciotce Toni Benu, o skarbie i o dawnych sprawach.
Wuj Mikołaj wziął stołek, przysunął go do komina i zabrał się do pilnowania ognia, w którym ciągle niezgrabnie grzebał. Opowiadał przytem historję Peppeddu Boddone, przeklętego czarta, który umarł przed dwudziestu laty w tem okropnem miejscu, gdzie mężczyźni robią pończochy i pracują szydełkiem. Dusza tego zbója i złodzieja była tak zła, że nie chciano jej ani w raju, ani w czyścu, ani w piekle; błąkała się po świecie razem z siedmioma duszami przewrotnych księży i wchodziła niekiedy w ciało jakiegoś niewinnego człowieka. Raz, wszedłszy w sześcioletniego malca, oznajmiła, że gdyby chciano ją odkupić, dając na mszę i zwracając wszystko skradzione, nie wystarczyłby cały majątek margrabiego Moresa. Wyobraźcie sobie!
W swoich dobrych czasach, to jest kiedy jeszcze żył i nie robił szydełkiem, Peppeddu Boddone był głównie postrachem pasterzy. Przeszedł koło owczarni,