Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/63

Ta strona została przepisana.

policzki Marji, i chleb wyspiarski biały i świeży, jak szyja Sabiny.
Obiadowali bardzo późno, potem Marja usiadła na ziemi przed piecem, z którego wybrano cały ogień; miotłą, z liści malwowych wymiotła dobrze wnętrze komina i spróbowała chleba. Smakował doskonale, był w miarę ukwaszony i za chwilę leżał gotowy. Z chlebem z moszczu i z wyspiarskim sprawa była trochę trudniejsza; trzeba było wprzód ugotować je we wrzącej wodzie, a potem wsunąć do pieca, z którego wychodziły świecące, jak złoto i kość słoniowa.
Tymczasem Sabina zabrała się do papassinosów. Rozrobiła papassinos nadziewane gotowanym miąższem pigwy i układała je w różne zgrabne foremki: w obwarzanki, bułeczki, piramidki, szachownice, nawet w t. zw. „księże kapelusze“.
Około wieczora, praca była skończona; ciotka Luiza przygotowała kawę, a Marja i Sabina uprzątnęły kuchnię.
— Niema ani kropli wody, — rzekła Marja, potrząsając pustym dzbanem — muszę iść do studni.
— Czy chcesz, żebym ja poszła? — zapytała skwapliwie Sabina.
— Nie, ja pójdę. Albo jeżeli chcesz, w stąpimy do ciebie, weźmiesz i ty dzbanek i pójdziemy razem.
Wypiły kawę, ciotka Luiza napełniła zapaskę Sabiny chlebami i papassinosami. Marja tymczasem zarzucała na siebie tunikę i spódnicę wełnianą, objętą krasną wstążką, gdyż wieczór był chłodny. Postawiła dzban na głowię i wyszła z kuzynką. Wstąpiły do