Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/74

Ta strona została przepisana.

na twarzy, uśmiechnął się i uderzył kijem o ścianę. Rozmawiał wesoło ze sługą i klepał go przyjaźnie dłonią po kolanach.
Jak dobrze uczyniłeś, żeś wrócił dziś wieczór! Doskonale!. Wieczorem zaśpiewamy razem a disputes.[1] Kobiety, jeżeli zechcą, niech idą na mszę, my, w każdym razie zostaniemy. To, z przeproszeniem boskiem, świństwo, nie msza. Wszyscy tam lecą dla zabawy, dla zgorszenia. Jeżeli kobiety chcą....
— Co tam chcą! — rzekła żywo Marja, — Przy tej pięknej pogodzie, to dopiero będzie rozkosz! Ja się kładę, jak się tylko ściemni. Ojciec zrobiłby dobrze, gdyby uczynił to samo.
Piotr nie zrozumiał odpowiedzi wuja Mikołaja. Zamyślił się. Marja nie szła na mszę świąteczną? Więc nie miała tam zobaczyć, ani spotkać nikogo! Spojrzał na nią z nieskończoną czułością, prawie z wdzięcznością.
Wuj Mikołaj, idąc za swoją myślą, ciągnął dalej:

— Kobiety udadzą się na spoczynek, tem lepiej. Nikt nie przyjdzie; zamkniemy bramę odrazu przy „ave Maria“, zrobimy duży ogień, postawimy butelkę wina i będziemy śpiewali przez całą noc. Zobaczysz, co wuj Mikołaj potrafi.

  1. Djalog śpiewany, w którym, jak w niektórych idyllach Teokryta, dwaj improwizatorowie na przemiany mówią sobie zwrotkę. Podtrzymują przeciwne sobie tezy, tak, że djalog ma charakter „dyskusji“.