Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/80

Ta strona została przepisana.

mieniu. Była to rzecz nieprzyjęta i niespotykana; inny sługa stanowczo nie poniżyłby się do takich robót, do takiego nazbyt biernego posłuszeństwa; ale Piotr, ten nieposkromiony, wyniosły Piotr, narażał się nawet na śmieszność, byle zadowolić gospodynię, nie czuł w sobie najlżejszego buntu, nie doznawał żadnego upokorzenia.
Za dobre słowo Marji byłby poniósł każdę ofiarę. A tymczasem namiętność jego rosła, dochodziła do pewnego rodzaju przesilenia, jak gwałtowna choroba, która się rozwija, wzmaga i wybucha prawie w jednym czasie. Piotr kochał zaledwie od dwóch miesięcy z okładem, a zdawało mu się, że kocha od lat i czuł z każdym dniem, jak nieznośny ciężar, konieczność ukrywania przez czas nieokreślony bolesnej tajemnicy, której nie potrafił taić, a której odsłonienie sprawiłoby mu wielką ulgę.
Pierwsza myśl, na razie uznana za niemożliwą! i niedorzeczną, i dlatego odrzucona z głębokim wstydem, myśl oświadczenia się Marji zaczęła nasuwać się coraz natrętniej. Przejęła go teraz całkowicie, stawała się obłędem i w bezrozumie swoim kusiła wielką, cudowną nadzieją.
Miał niewytłumaczone przeczucie powodzenia, a tajemny, przemożny w swej słodyczy głos łudził go niedorzecznem marzeniem, że Marja go kocha. Ona wprawdzie nie spostrzegła nic, nie dawała mu żadnej nadziei, nie widziała rozmodlonych i upartych jego spojrzeń, może nawet umyślnie przesadzanych, mowi-