Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/81

Ta strona została przepisana.

ła z nim często, dwuznacznie, o Sabinie, o możliwem ich spowinowaceniu się; ale on ślepy i głuchy był, albo słyszał i widział wszystko na opak.
Kupił sobie małe kieszonkowe lusterko z grzebyczkiem i korzystał z każdej chwili, gdy był sam, żeby zaczesać najstaranniej włosy, i bródkę. Dbał bardzo o ręce, uważał się za przystojnego, cieszył się tem jak dziecko i zaczął przywiązywać do ubrania więcej wagi niż kiedykolwiek; jego oczy pociemniały i gorzały wewnętrznym płomieniem, który mu rozpalał albo ociężał krew, wywoływał gorączkę i odrętwienie pełne nadziei, rozkoszy i niewysłowionych marzeń.
— Spróbuj, spróbuj — wołał mu głos tajemny. — Przecież ostatecznie nic, głupcze, nie stracisz, bo nigdy jeszcze żadna kobieta nie obraziła się naprawdę, za wyznanie miłosne!
Któregoś wieczoru Piotr wybrał się w odwiedziny do swej legendowej ciotki. Od pewnego czasu nawiedzała go często myśl o starej, która co pewien czas przyjmowała ostatnie sakramenta, a nie umierała, jak gdyby, podobnie do kotów, miała siedem dusz. Nie wierzył w skarb, ale tak czuł często namiętną ambicję zbogacenia się, aby móc poślubić Marję, że radby uwierzyć. W każdym razie ciotka Tonią musiała cos posiadać. Pewnego wieczoru Piotr poczuł potrzebę odwiedzenia jej. Wybrał się tedy, zawinąwszy pełną chustkę cukru, kawy i pomarańcz.
Zastał ją taką, jaką ją znał zawsze: starą, zezowatą, brudną, przykucniętą w kącie małej zadymionej