Ta strona została przepisana.
Wszystko było skończone, jutro nie będzie go już w tym domu, bo przecież jego groźby to tylko słowa, puste słowa.
Kiedy wuj Mikołaj mocno zakołatał do drzwi, poszedł mu otworzyć, spokojny na pozór, powiedział, że koibety śpią i rad był wielce, widząc, że gospodarz nie zatrzymuje się w kuchni. Zamknął na nowo bramę, myśląc z bólem o radości, o głupiej nadziei, z jakiemi zamykał ją przed godziną, wszedł znowu do kuchni, rozciągnął matę i powrócił do swego nieszczęścia.
Spędził noc okropną, pół we śnie, pół na jawie, pełen najstraszniejszego niepokoju. Nad ranem, przekonany, że go haniebnie wypędzą, miał zamiar odejść sam. Jednak nie ruszył się.