Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/95

Ta strona została przepisana.

Pomysł, zrodzony w pierwszym porywie wściekłości, to jest oskarżenie Piotra przed ojcem, minął. Wstyd był za wielki, nie, nie! Wuj Mikołaj by się rozzłościł, narobił skandalu i rzecz mogłaby się roznieść po sąsiedztwie. Na samą tę myśl dreszcz ją przebiegł, dbała o dobre imię więcej niż o życie. Ale jakże inaczej wygnać Piotra, pod jakim pozorem pozbyć się jego wstrętnej obecności? Nie było sposobu.
Otworzyła okno. Po pogodnej nocy dzień zapowiadał się brzydki, chmury zbierały się na zimnem i szklistem niebie, a wiatr powiewał, dął w godzinie wyblakłego i melancholicznego świtania. Marji było to bardzo nie na rękę, gdyż miała wysuszyć bieliznę, a przy ponownym deszczu, wietrze i słocie będzie musiała czekać kto wie, jak długo. Stała kilka chwil nieruchomo przy oknie, badając szary widnokrąg, muskana wiatrem i zupełnie nie myśląc o Piotrze. Ale gdy tylko odeszła od okna, wspomnienie upokorzenia pochwyciło ją na nowo, spochmurniała na twarzy, gniew ją ogarnął i śmiertelny smutek, i jak chciałaby dać upust tym uczuciom, zaczęła słać łóżko, tupiąc przytem nerwowo nogami.
— Czy djabeł cię opętał, dzisiaj — krzyknął ze sąsiedniego pokoju, nagle budząc się wuj Mikołaj. — Czemu tak hałasujesz? Czy nie możesz dać ludziom spać?
Uspokoiła się, znowu napadła ją chęć wyznania ojcu wszystkiego i już zrobiła krok; gdy nagle nadzieja, że Piotr odszedł tej nocy, nie czekając aż go wypędzą, zatrzymała ją i uspokoiła. Zeszła wesoło, pra-