Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/96

Ta strona została przepisana.

wie pewna, że znajdzie kuchnię opróżnioną. Zastała Piotra śpiącego, wprawdzie niezupełnie spokojnie, bo głowę trzymał opartą nie o maty, ale o stołeczek, a twarz miał bardzo bladą, w nikłem świetle, jakie z trudem przenikało przez szybkę okna. Zatrzymała się i patrząc na niego, miała wielką ochotę kopnąć tę twarz uśpioną; wszakże nie uczyniła tego, raczej przyglądając mu się dalej, po pierwszym wybuchu wzgardy, poczuła pewien smutek, pewien poryw filozoficznej i chrześcijańskiej wyższości.
— Oto zmartwienie, na jakie są narażeni ubodzy! Mogą być sponiewierani i skopani przez bogate dziewczęta, które ośmielili się pokochać! Ale czy i w gruncie i oni nie są ludźmi? A jeżeli w zamian za miłość zbierają nienawiść, cóżby zebrali, siejąc nienawiść? Czemuż to nie jesteśmy wszyscy równi, na tym świecie? (w duchu pomyślała: wszyscy bogaci).
Westchnęła i wstrząsnęła głową.
— Ostatecznie każdy powinien pozostać przy swojem; biedni z biednymi, bogaci z bogatymi W każdym razie Piotr postąpił bardzo, bardzo źle, że śmiał podnieść oczy aż na nią, a potem oświadczył się, warjat! Żeby był przynajmniej milczał, albo choć mówił z wdziękiem. Co to za sposób oświadczania się! Bydlę!
Rozłościła się znowu, ale nie tak gwałtownie.
Pocałował ją tu, dokładnie na tem samem miejscu, niedaleko drzwi. Ach, gdyby ojciec to wiedział!
Piotr spał niespokojnie i gdy podeszła do komina rozniecić ogień, musiał ją poczuć przez sen, bo obudził