Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/104

Ta strona została przepisana.
IX.

W pierwszych dniach po wyjściu z więzienia, Piotr Benu nie mógł sobie znaleźć miejsca z powodu nieszczęścia, jakie na niego spadło. Zdarzały się chwile, kiedy był jak zwarjowany; wybuchał gorzkim śmiechem, myśląc o swej dawnej głupocie, to jest, że on, biedak, sługa, tolerowany zaledwie, chłopak prostego pochodzenia i bez przyszłości, śmiał myśleć o ożenku z córką Mikołaja Noiny. Bił się pięścią w czoło, w kolana, w usta, rzucał na ziemię czapkę, ściskał zęby i gryzł ręce.
Dobrze, rozumie wszystko, ale dlaczego Marja wywzajemniała mu się i doprowadzała do szaleństwa? Czy żartowała sobie z niego? Głupia! Zobaczy kiedyś, co to żartować sobie z ludzi, takich, jak on!
Cały jego dawny nieposkromiony charakter odzywał się na nowo; cierpienia, nienawiść i upokorzenie zapładniały, jak szkodliwa rosa, dawny zarodek złego.
Marja Noina mogła z niego zrobić szlachetnego człowieka, silnego i łagodnego zarazem, Marja Noina