Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/106

Ta strona została przepisana.

karakułów. Ręce miał białe i delikatne, długie, świecące włosy, a twarz gładką bez jednego włoska i o wyrazie prawie że dziecięcym.
Piotr i strojny kupiec przegadali całą noc w ożywieniu, ponieważ Antine miał nazajutrz rano pojechać do swojego miasteczka.
Zamierzał założyć handel wołami i wziąć Piotra Benu do siebie na służbę; z początku miał mu płacić tyle a tyle miesięcznie, potem, o ile interes się rozwinie, myślał może sobie z niego zrobić spólnika.
W dwa tygodnie później rozpoczęli interes. Obeszli obory w okolicach Nuoro i zadatkowali bydło, które im dogadzało, porozumiewając się z pasterzami i właścicielami co do dnia sprzedaży. Antine twierdził, że rozporządza kapitałem zaledwie dwóch tysięcy lirów, ale w krótkim czasie, po kilku dniach, puścił w obieg przeszło cztery tysiące, między niemi niektóre banknoty nowiuteńkie nasunęły Piotrowi brzydkie podejrzenie. Ale cóż go to ostatecznie mogło obchodzić? Był tylko sługą, przewodnikiem, niczem więcej.
Obchodząc owczarnie nuorskie, Piotr nalegał tak gwałtownie, aby ominąć halę Franciszka Rosany, że towarzysz wyczuł jakąś tajemnicę i potrafił ją z niego wyciągnąć. Od tego dnia podwoił starania i życzliwość dla Piotra i opowiedział mu wzajemnie swoją okropną, wzruszającą historję miłości. Stali się wielkimi przyjaciółmi. Antine miał o wszystkiem sąd wytrawny i mówił tonem nadzwyczaj przekonywającym. Piotr słuchał go z zajęciem, a niejednokrotnie z podziwem. Od czasu, gdy pracowali wspólnie, młody handlarz nie