Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/107

Ta strona została przepisana.

wypowiadał już swoich głębokich przekonań socjalistycznych, wygłaszanych niegdyś w dniach więziennych, zdawało się, że po wypuszczeniu na wolność zapomniał wszelkich żalów, wszelkich przewrotnych ludzkich pretensyj.
Piotr, dręczony podejrzeniami, usiłował niejednokrotnie naprowadzić rozmowę na pewne niejasne sprawy, ale Antine udawał, że nie rozumie i pewnego dnia, gdy Piotr, na pół żartem, na pół serjo zapytał, czy niektóre jego banknoty nie są fałszywe, obraził się śmiertelnie. Jakkolwiek bezczelny i chytry, zdawał się być uczciwym człowiekiem, i Piotr zaczął się obawiać, że nie znajdzie w nim pomocy dla swojej zemsty; zato czuł, że jego szacunek i przyjaźń rosną.
Pewnego dnia, gdy wracali do Nuoro gościńcem z Bitti, po odwiedzeniu owczarni w Serra, Antine, nie wiedząc o czem mówić, zaczął opowiadać o swojej kochance. Była to piękna i bogata dziewczyna i odpłacała mu wzajemnością, o czem wszyscy wiedzieli; krewni dręczyli ją na wszelakie sposoby, grozili nawet śmiercią, bo Antine był niskiego pochodzenia i niezamożny. Ona, twarda jak kamień, odpowiadała: albo ten, albo żaden. Obiecał jej wtedy, że zostanie bogaty, a ona, że będzie na niego czekała.
Piotr przypomniał sobie swoje własne dzieje i zaśmiał się gorzko. Antine obrzucił go spojrzeniem.
Poza nimi słońce zachodziło w morzu płomieni, wystrzelających na czystem niebie w wielkie fjoletowo-ogniste łuki. Na pustych i smutnych ugorach, dla których darem nie powrócił kwiecień — a były to już jego