Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/117

Ta strona została przepisana.

czych głębiach i mówił dziwne rzeczy, niepodobne do wysłowienia. Któreś z jego uczuć otamowywało nieświadomą, pracę wewnętrzną, nasłuchiwało i odtwarzało jej głos.
Był to wyrzut, nieokreślony lęk przed rzeczami nieznanemi, odbłysk przeszłości, widzenie jakichś postaci, żalących się i grożących. Ale wszystkie uczucia buntowały się znudzone, podnosiły rozkazujące okrzyki, aby uciszyć natrętny głos, nawoływały i sprowadzały na zwykłą, spokojną drogę to jedno dobre uczucie, które się było zatrzymało. Ono słuchało wezwania, ale przedtem dla uspokojenia tajemnego głosu mówiło z cichym smutkiem: — Kiedyś, później! Zejdziemy z tej drogi, pójdziemy dokąd chcesz. Daj nam tylko przedtem ożenić się z Marją!
Marja! Imię, symbol, kwiat tajemniczy i fatalny! Jak czasem jeżyna przetrwa na ruinach ogrodu, i kiedy z innych kwiatów nawet nasienie się rozproszy, ona kwitnie i żyje jeszcze, tak Marja poprzez czas, zmiany i ruiny panowała nad Piotrem. Kochał ją zawsze jeszcze z uniesieniem pierwszych dni i wszystkie jego czyny i myśli rwały się tylko do niej. Przebaczył je] i przywrócić ją chciał na nowo do czci.
Po pierwszej, kondolencyjnej wizycie bywał często u Noinów. Odwiedziny te były dla niego wymarzonem szczęściem; mijał próg z pewnem drżeniem i prawie zawsze w tych chwilach odzywał się właśnie głos wewnętrzny.
Nigdy już po pierwszej bytności, po owym wieczorze, nie wyrwało mu się żadne słówko o miłości, żad-