Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/12

Ta strona została przepisana.

Pieszczotliwy głos Franciszka, który przyjrzał jej się od stóp do głów i spytał: — Co ci jest, Marjo? — wstrząsnął nią do głębi.
Oh! Panienko Przenajświętsza, czy nie mogli odłożyć o dwa lub trzy dni wyroku w sprawie Piotra Benu? A dlaczego wuj Mikołaj, który powinien był to wiedzieć, nic o tem nigdy nie powiedział? Byłoby się przynajmniej przyspieszyło dzień ślubu. Marja myślała, że proces przeciągnie się do marca, a teraz w duszy pragnęła, żeby go skazano, nie dlatego, że go miała za winnego, ale żeby nie wyszedł właśnie jutro z więzienia.
Trzy miesiące oddalenia mocno ochłodziły jej zapały; nie kochała Franciszka Rosany, ale sądziła, że zapomniała o Piotrze Benu. Czuła się zimną i obojętną, z sercem jakby w letargu, w jakimś śnie zimowym, a woda lodowata stała na powierzchni.
Po długich naradach w obu rodzinach zapadło postanowienie, że młoda para zamieszka w domu Noinów. Było wygodniej i oszczędniej prowadzić jedno gospodarstwo, gdyż nie było więcej dzieci. Dom Franciszka można wynająć, a Marja będzie się czuła lepiej, mieszkając dalej z rodzicami.
Odnowiono więc jej pokój, pomalowano sufit na błękitno, jak niebo, a ściany na różowo, że aż się śmiały. Na tem tle duże łoże małżeńskie, sprowadzone z Sassari, łoże wspaniałe z wymalowanym w głowach widokiem brzegów morskich, niebieskim, powietrznym, nasadzanym masą perłową, łoże za czterdzieści scudow, które wprowadzało w zachwyt całe sąsiedztwo, tworzy-