Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/126

Ta strona została przepisana.

poezją, a raczej muzyką domowego ogniska, pieśnią głęboką i pobożną spokojnych rodzin, a błękitna para rozsiewała ciepły zapach duszonego mięsa.
Ten rodzinny nastrój, pełen wspomnień i spokoju, ośmielił Piotra. Czy możliwe było zresztą, żeby go Marja odtrąciła tu, właśnie tu, gdzie go tak bardzo kochała?
— Marjo, — zaczął, zakładając na krzyż ręce — wiesz, dlaczego przyszedłem. Po wszystkim, co zaszło, nie powinienem już stawać na twojej drodze, ale widzisz, do czego mnie doprowadziłaś...
Nie, to nie on błagał łaski, ale ona sama, która spuściła oczy i milczała.
— Nie, — ciągnął dalej Piotr po krótkiem milczeniu — nie byłbym nigdy uwierzył, że po tak długiem wyczekiwaniu i pracy, po wszystkiem co się stało... — A widząc, że twarz Marji spochmurniała, poprawił się nagle: — Nie robię ci żadnych wyrzutów; słuchaj, przeszłość jest przeszłością, i jeżeli mnie nie kochasz, nigdy już o tej przeszłości nie wspomnę... Wiem, że wina była nietylko po twojej stronie, i ostatecznie uznaję powody, które ci nie pozwalały zostać moją żoną. Ale dziś czasy się zmieniły, nie jestem biedny, zajmuję stanowisko, którego mi niejeden zazdrości i niema już powodu do odtrącania mnie.
Marja, jakkolwiek ciągle stała w pozie pełnej pokory, nie okazywała zbytniego przejęcia, a on z rękami na poręczy krzesła, trochę pochylony, czekał nadaremnie odpowiedzi.