Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/127

Ta strona została przepisana.

— Wiem dobrze, że nie będziesz wspominała przeszłości — zaczął znowu. — Gdyby należało myśleć o niej, — powtarzam zawsze bez wyrzutu, — Marjo, byłbym daleko stąd. Nie oglądajmy się więc na przeszłość. Przypomnę ci tylko, że twoja matka, wychodząc za twojego ojca, nie patrzyła zapewne, czem on był przedtem. W dodatku był jeszcze obcy...
Marja podniosła żywym ruchem głowę, zaciskając wargi.
Prawdziwie Piotr niedobrą drogę obrał, spostrzegł się jednak w porę i zmienił taktykę.
— Zostawmy to — rzekł. — Mam nadzieję, żeś się nie obraziła. Ja nie dbam o te rzeczy i tylko mówię o nich dla przykładu. Kocham cię jak dawniej i jestem prawie pewny, że i ty mnie kochasz, że i ty pamiętasz... Niepodobna, abyś mnie odrzuciła... teraz, kiedy cię kocham od siedmiu lat i pracuję dzień i noc, chcąc ci dostarczyć wszystkiego, czego możesz potrzebować, ażeby świat nie zganił twego wyboru. Jestem pewny, że mnie kochasz i chcesz; może mnie odtrąciłaś, żebym nie myślał, że teraz mnie przyjmujesz, dlatego, że jestem bogaty; ale ja ci powiem: Marjo, znam cię dobrze, kocham cię, ty mnie kochasz, co nas świat obchodzi? Zresztą, gdybym wiedział, że wychodzisz za mnie dlatego, że jestem bogaty, a wtedy mnie rzuciłaś dlatego, że byłem biedny... w takim razie... Ale mniejsza o to, wiem, co chcę powiedzieć...
— Nie, powiedz, powiedz! — krzyknęła Marja, uderzona. W myśli zdumiewała ją głęboka i prawie dziecinna wiara Piotra. Czy miał ją za tak dobrą, po-