Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/130

Ta strona została przepisana.

Zzewnątrz, zdaleka, w rozpalonem błękitnem powietrzu lipcowem dochodziły dzwony Podniesienia; wewnątrz rosół wykipiał z garnka, przelewając się na komin i sycząc, ale Marja nie słyszała i nie widziała nic. Zasłona tęczowa i błyszcząca drżała przed jej oczami; była pokonana, zwyciężona na zawsze. Tylko przyzwoitość, tylko godność wdowy nie dały jej złożyć głowy na sercu Piotra i wypłakać swobodnie wszystkich łez, jak dziecku.
Piotr czuł to i przyglądał się jej w zamyśleniu, pytając sam siebie, czy wszystko to, co zaszło od ich ostatniego spotkania, nie było tylko długim i smutnym snem?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .