Życie Sabiny również zmieniło się do niepoznania. Ciotka Katarzyna nie żyła już od trzech lat; osiołek, zatrzymawszy się po raz ostatni, także przeniósł się do dalekiego kraju, gdzie wiecznie rośnie świeża trawa i gdzie niema kamieni młyńskich, do kraju, o którym marzył poprzez swoją, maskę z łachmanów.
Józef i Sabina zajmowali zawsze ten sam damek w San Piętro, nieco odświeżony, dzięki dobrobytowi, jaki wniósł doń małżonek, Sabina już nie pracowała po cudzych domach i polach, żyli cicho i spokojnie, a w zimie Monsiu Giuanne[1] nie pukał do drzwi ich domostwa. Jasnowłosa, blada dziecina, podobna do matki, rozweselała pożycie dwojga skromnych i dobrych ludzi.
Po ślubie Sabina powoli rozluźniła swoje stosunki z Marją i całą rodziną Noinów, mało mając czasu na cokolwiekbądź poza swym domem, mężem i córeczką.
Wydawała się spokojna i szczęśliwa. Józef, dobry pracownik, uczciwy człowiek bez nałogów, zaskarbił sobie jej przywiązanie i ufność; nigdy nie było pomiędzy nimi sprzeczek, nieporozumień, kwasów.
- ↑ Głód, a dokładniej nędza; dosłownie Pan Jan w djalekcie sardyńskim.