Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/136

Ta strona została przepisana.

czorze, kiedy wracając od studni, poczyniły sobie tyle zwierzeń, a ten szczegół nie pozwalał Sabinie udać się do Nuoro i odsłonić przed kuzynką całej bolesnej prawdy.
A potem, jak jej to powiedzieć? jak zacząć? Drżała na samą myśl.
Pod wieczór, zmęczona namiętnem rozmyślaniem nad tem, jaką powziąć decyzję, przekonała się, że nie jest w stanie powziąć żadnej; postanowienie, żeby milczeć, zaczęło brać powoli gorę. Bo co ją ostatecznie mogą obchodzić cudze sprawy? Każdy niech się urządza po swojemu. Narazi się tylko na nieżyczliwość, przykrości, pretensje i coś gorszego może, a na dobitkę gotowi jej nie uwierzyć!
Lepiej zamilczeć! Takie rozstrzygnięcie wydało jej się najmądrzejszem ze wszystkiego i uspokoiła się... Ale w nocy, w ciszy i dookolnej ciemności, opanowały ją jeszcze mocniej tysiączne skrupuły i obawy. Nie mogła zasnąć, rzucała się na łóżku i jęczała niechcący.
— Co ci jest? — zapytał łagodnie mąż.
Otworzyła szeroko oczy w ciemności i po raz pierwszy pomyślała, żeby zwierzyć się ze wszystkiem Józefowi.
— Co mi jest? Nie mogę spać.
— Czy jesteś chora?
— Nie.
— Zamilkła na chwilę, potem otworzyła usta, aby zacząć mówić, ale nie mogła bez wysiłku. — Przysięgnij, że nie powiesz nikomu, a powiem ci coś.
— Podziwiam twoje zaufanie! — rzekł zdziwiony.
— To jest konieczne. Przysięgnij.