Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— Nabiorą go — pomyślała Marja. — Lepiejby było, gdybym ja wszystko zakupiła.
Ale nie śmiała wypowiedzieć swojej myśli. Tegoż wieczora wspomniała przypadkiem pierwszego męża, i zaraz po odejściu Piotra wuj Mikołaj zwrócił jej uwagę, że nie należy nigdy mówić o pierwszym mężu w obecności drugiego. Marja zarumieniła się, bo istotnie spostrzegła wyraz lekkiego niesmaku na ustach Piotra i zapamiętała sobie radę ojcowską.
Podczas czwartej wizyty, złożonej jak zawsze po dziesiątej wieczorem, narzeczony nalegał, aby oznaczyć dzień ślubu.
Palił się i gorzał, od pierwszej niedzieli nie był ani razu sam na sam z Marją. Gdyby wolno mu było usiąść koło niej, albo jej dano odprowadzić go do bramy, kiedy odchodził! Gdzie tam! Ciotka Luiza towarzyszyła mu ze światłem, Marja ani się ruszyła, nawet nie spojrzała na niego, mówili zawsze tylko o drobiazgach, o rzeczach niepotrzebnych, a on dręczył się myślą, że podobna sytuacja może potrwać dłużej niż dwa miesiące.
W końcu sierpnia Piotr wpadł kiedyś w biały dzień do Noinów, a widząc kwaśną minę ciotki Luizy, rzekł:
— Nie zżymajcie się. Przyszedłem wam powiedzieć, że jadę dziś wieczorem do Sassari. Tu, w tem podłem mieście, nie dostanie nic porządnego i muszę jechać.
— Kiedy wrócisz? — zapytała Marja, niezadowolona z tego nagłego postanowienia.