— Pojutrze będę tutaj.
Odszedł natychmiast, lękając się, żeby kto nie nadszedł i nie zażądał wyjaśnień; ale kobiety domyśliły się, że wybiera się do Sassari raczej po podarunki niż po meble. Zamiast trzech był nieobecny przez sześć dni.
Marja, niespokojna i smutna, czuła się jakby w fałszywem położeniu, a jakkolwiek miłość zwyciężyła zupełnie próżność, lękała się zawsze, niemniej niż ciotka Luiza, że rozniesie się wiadomość o jej zaręczynach.
Wpadała często w nieuzasadniony zły humor, zdawało jej się, że obraz Piotra rozpływa się gdzieś, daleki od jej myśli, albo też napadała ją jakaś nerwowa zazdrość, tem gwałtowniejsza, im bardziej dla niej nieoczekiwana.
Pochlebiała jej wielce myśl, że będzie miała nowy dom, dobrze umeblowany, prawie w samym środku miasta, ale przejmowała ją strachem konieczność opuszczenia domu rodzicielskiego i jego zwyczajów, smutnych i rzewnych wspomnień, matki, ojca, pokoju własnego, łóżka, słowem wszystkiego...
Myślała aby przenieść do nowego domu meble, kupione dla pierwszego małżeństwa, bo bądź co bądź w Nuoro panna młoda musi dostarczyć urządzenie do sypialnego pokoju, ale Piotr powiedział jej niemal twardo:
— Nie chcę nic, czy słyszysz?
Tak, nie wypadało, nie było w porządku, a z chwilą kiedy on nic nie chciał, tem lepiej.
W każdym razie ubrania zabierze, miała całą swoją dawną wyprawę i nie chciała nic do niej dodawać.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/143
Ta strona została przepisana.