Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/152

Ta strona została przepisana.

z tem czamem ubraniem, w którem jej było tak do twarzy; czuła, że przepada niezapomniany okres jej istnienia, ginie w nicość czasu, i rzuciwszy się wpoprzek łóżka, zapłakała, szlochając jak uderzone dziecko.
Ale po tym wybuchu uspokoiła się, wstała, zapaliła naftową lampę i umyła się. Świeżość wody, jasne światło i myśl o Piotrze ocuciły ją nagle i wprawiły w stan głębokiej szczęśliwości.
Ubrała się powoli w skromny, poważny strój chłopski, pół żałobny, jaki przystawał wdowie, wychodzącej powtórnie za mąż. Kaftan miał naszywki z karmazynowej wstążki, spódnica była z ciemno-zielonego brokatu bez błyskotek albo haftów, trzewiki gładkie, z szerokiemi nosami.
Kończyła zapinać złocony pasek, gniewając się i czerwieniąc, bo był bardzo ciasny i nie mogła go dociągnąć, nawet wstrzymując oddech, gdy posłyszała kroki pana młodego, kuzynki i świadków. Po chwili nadeszli krewni i maleńki orszak ruszył, w milczeniu do kościółka.
Było zupełnie ciemno i zimno; na czarnem tle nieba świeciły jasno gwiazdy, zielone jak szmaragdy w ostrem zimnie tej godziny jeszcze przed początkiem dnienia, i tylko Atair, biały i nieruchomy, wyglądał jak daleki brylant.
Dokoła cisza, małe domki spały, czarne w ciemności, i żywa dusza nie przechodziła uliczkami.
Marja, której zimny, szczypiący podmuch odświeżał mile rozpaloną w tej chwili twarz, lękała się, ze się ludzie zbudzą na rozlegający się w nocy szelest kro-