Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/16

Ta strona została przepisana.

— Prawda, mamo, co za cuda! — rzekła Marja, wysuwając nogę z wyrazem niby drwiącym. — Czego mi brak teraz? Chyba krytyki motłochu...
— A niech się drą i obgadują, zazdrośnicy! — rzekła ciotka Luiza z uroczystą pogardą. — Co cię to obchodzi?
— Śmieszne, doprawdy śmieszne! — dodała ironicznie Sabina. — Zawsze myślisz tylko o ludziach, Marjo!
Marja wzruszyła ramionami i wróciła do swego pokoju, przygotować strój panny młodej. Szwagierki, które miały ją ubrać, przyszły niebawem, i choć były już wystrojone w bogate, ciężkie tuniki, w gorseciki, pasy, w bardzo obcisłe suknie, a ręce miały pełne pierścieni, pomogły jej się ubierać jakby od niechcenia. W mniej niż kwadrans wielka toaleta była skończona.
Stojąc przed ogromnem zwierciadłem w pokoju ciotki Luizy, Marja przyglądała się sobie, obracając się na wszystkie strony, wykręcając szyję, aby zobaczyć plecy; ale zwierciadło było liche i stare, odbijało obraz zmniejszony i wykrzywiony, tak że panna młoda nie mogła wyrobić sobie należytego pojęcia o swej urodzie i wytworności. Lepiej niż lustro przekonał ją o nich pan młody, gdy wszedłszy niespodzianie, zatrzymał się w odległości i podziwiał ją z błyszczącemi oczyma.
W ślubnym stroju, z biodrami uwydatnionemi mocno przez silnie namarszczoną tunikę i bardzo ciasny złoty pas, i z biustem, wyraźnie podkreślonym przez