Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/167

Ta strona została przepisana.

— Ale cóżem uczynił, na Boga!
— Nie krzycz — rzekła Marja przyciszonym głosem. — Są rzeczy, które powinny pozostać tylko między nami. Mogliby wejść ludzie...
Uderzona tą myślą, wybiegła na podwórko i zamknęła bramę na klucz, myśląc: — Jeżeli tak będę dalej postępowała, nie dojdę do niczego i postanowiła spróbować innego środka, aby wykryć smutną prawdę, którą przeczuwała, i którą chciała wydobyć za wszelką cenę.
— Piotrze, — rzekła wróciwszy — nie trzeba krzyczeć i udawać w dalszym ciągu. Rozumiemy się dobrze i widzisz, że wiem coś, czego nie powinnam była nigdy się dowiedzieć.
— Ty? Co wiesz? co ty wiesz? Mów nareszcie!
— Poczekaj. Powiadam ci, przestań, Piotrze. Niepotrzebnie krzyczysz i wypierasz się. Wyznaj raczej... Może będę w stanie ci przebaczyć, ukryć wszystko, byleby nie dowiedziała się matka, ojciec i świat; ale nie psuj mi dłużej krwi udawaniem, gorszem niż zło...
Piotr nie słyszał ostatnich wyrazów, był poniżony i przerażony myślą, że Marja jest sama tak marna, iż gotowa mu przebaczyć, o ile się przyzna. W głębokie] ciemności, jaka go otaczała, umysł jego zachował jeszcze uroszczenie, żeby mieć za towarzyszkę życia kobietę uczciwą, silną i z charakterem. Jeżeli natomiast, wiedząc, że jest zabójcą i złodziejem, przebaczy przez egoizm, przez chęć nierobienia skandalu i niewzbudzania litości, to jakąż jest kobietą? I w dalszym ciągu udawał zdumienie, ból i złość.