Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Ale Marja nie dała się zwalczyć, ale Marja, pobudzona niezwykłą intuicją, potrafiła nawet zgadywać najtajniejsze myśli winowajcy. I skorzystała z tego.
— Ja również — rzekła, pochylając obłudnie głowę — byłam zła i winna. Bóg mnie oto karze.
Udała, że sobie coś przypomina i, wymachując rękami, wygłosiła po włosku sentencję z Pisma, nie dającą się przetłumaczyć na djalekt:
— Drogi Pańskie są nieprzeniknione!
Piotrowi chciało się i śmiać i płakać zarazem. Śmiać się, gdy słyszał, jak Marja przytacza Ewangelję po włosku; płakać, bo ta boska sentencja dotykała go i raniła boleśnie. Ale trzymał się swojej roli.
— Marjo, Marjo! niech mi Bóg dopomoże, jeżeli cię rozumiem. Wytłumacz się, wytłumacz się nareszcie — powiedział głosem pieszczotliwym i prawie płaczącym, obejmując ją. — Co ci takiego powiedziano? Co opowiedziano mojej Marji, mojej najdroższej? Czemu mi tak każesz strasznie cierpieć? A może to żart? Prawda, że to żarty? Powiedz, Marjo, powiedz ukochana!
— Ja też byłam niegodziwa i winna, — powtórzyła żałośnie, ukrywając twarz na jego ramieniu. — Miałeś mnie za szlachetną, a tymczasem jestem zła; zdradziłam cię, choć cię kochałam i dla człowieka, którego nie kochałam, bo był bogaty, a ja byłam ambitna... ty zaś byłeś biedny i sługa. Teraz poszłam za ciebie, bo cię kochałam, tak, ale gdybyś był jeszcze biedny, odepchnęłabym cię znowu...
Piotr słuchał jak nieprzytomny tego okropnego