Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/22

Ta strona została przepisana.

wistość, wyrwało mu z piersi krzyk bólu i wściekłości. Jednak kobieta jakaś ukazała się w drzwiach od kuchni z wielkim białym, połyskującym na słońcu talerzem, pełnym dymiącego mięsiwa. Spostrzegłszy Piotra, zdumiała się, potem uśmiechnęła się do niego, pozdrowiła i poprosiła, aby wszedł do domu.
— Witaj, powrócony, witaj, Piotrze... Za sto lat niech się przytrafi drugie podobne nieszczęście, jak to, które ciebie spotkało.
— Daj to Boże! — odrzekł.
— Czy dużo jest ludzi na górze?
— Nie bardzo. Chodź.
Poszedł za nią na schody, zwinny i jakby obojętny. Wydawał się wesoły. Kobieta weszła pierwsza i zawołała:
— Patrzcie, kto przyszedł!
Ledwie ukazał się we drzwiach, wszyscy goście powitali go okrzykiem:
— Za sto lat niech się przytrafi druga taka przygoda, jak twoja!
Wuj Mikołaj zerwał się na równe nogi, uradowany, a ciotka Luiza poszła na jego spotkanie, wzięła za rękę i posadziła przy stole obok siebie, zasypując go pytaniami.
Piotr nie odrazu spojrzał na młodą parę. Dopiero po kilku minutach, odpychając prawie gwałtownie talerz, który mu podsuwała ciotka Luiza, zdał sobie dokładnie sprawę z położenia. Gości, mężczyzn i kobiet, było ze trzydzieści osób, i cały pokój zastawiony był wniesionemi na ten dzień stołami, których zastawę