stanowiła dziwaczna pstrokacizna talerzy, kieliszków i nakryć wszelkiego rodzaju i stylu. Własne bowiem statki nie wystarczyły i trzeba było dopożyczyć z dwóch czy trzech zaprzyjaźnionych domów.
Marja i Franciszek Rosana na czele stołu jedli z jednego talerza, wedle zwyczaju sardyńskiego, a pan młody obsługiwał oblubienicę z wyszukaną troskliwością.
Marja zdjęła była uroczyste szaty, miała tylko pod szkarłatnym, rozsznurowanym gorsecikiem wspaniałą haftowaną koszulę a na głowie chusteczkę w wielkie róże i hjacynty, w której jej było nadzwyczaj do twarzy.
Franciszek pił wielkiemi haustami miłość i mocne wino Badde manna i pożerał żonę błyszczącemi oczyma; zdawało się, że poza nią nie widzi nic i nie słyszy zgiełku i krzyków gości. Piotra nie dostrzegł wcale. Ale Piotr, który to widział, zadrżał ze złości. I Marja zdawała się obojętna.
Pojawienie się Piotra, oczekiwane każdej chwili, ponieważ wiadomość o jego uniewinnieniu nadeszła przed jego przybyciem, przyprawiło ją o gwałtowne bicie serca, o nieokreślony lęk, niezupełnie nawet wobec samej siebie uświadomiony, którego nie spostrzegł nikt, a najmniej nowoprzybyły.
Piotr nie śmiał spojrzeć na nią; czuł, że mu w duszy zaczyna grzmieć burza, ale panował nad sobą i potrafił nawet pochwycić sposobność, aby się popisać niezwykłą wesołością.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/23
Ta strona została przepisana.