Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/24

Ta strona została przepisana.

— Stałeś się biały jak lilja — rzekł mu wuj Mikołaj.
— To też jestem rad, że siedziałem w więzieniu — odparł śmiejąc się.
— Teraz kobiety będą się za mną oglądały.
Marja spojrzała na niego. Rzekłbyś, że obojętność Piotra ją ubodła. Jakto, więc już zupełnie zapomniał o niej i myśli o innych? Tem lepiej zatem, tem lepiej! Maleńka zmarszczka zasępiła jej czoło; spuściła oczy na talerz, jakby urzeczone jakiems tajemniczem widzeniem; gorąca ręka Franciszka, która dotknęła jej ręki, przywróciła ją do rzeczywistości. Oblubieniec nachylił się trochę, pokazał w uśmiechu zęby i powiedział jej coś, czego nikt nie dosłyszał; ona słuchała poważnie, potem zaśmiała się głośno, wesołym dziecinnym śmiechem, który przyciągnął ku niej mętne spojrzenie Piotra Benu.
— Jedz, Piotrze, — prosiła ciotka Luiza, stawiając przed nim na nowo dymiący talerz — weź cośkolwiek.
Ale nie wziął nic; odpychał wszystko z widocznym uporem; widział niemal truciznę na talerzach, w kieliszkach, w serwetach; odsunął się nawet nieco od stołu, bo wszystko wydawało mu się złe i gryzące przy tej uczcie.
Uśmiechał się wciąż, ale był ktoś, kto przyglądając mu się często i bacznie, zauważył coś gorzkiego i niedobrego w jego uśmiechu, w rysach koło ust i w wychudzonych policzkach. Oczy zachodziły mu raz po raz jakby mgłą od nagłego zawrotu głowy. Oto