Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/41

Ta strona została przepisana.

Kiedy ciotki udały się na spoczynek, wyciągnął się na swojej starej macie, koło napół wygasłego ognia i zapadł rychło w ciężki sen, bo był trochę pijany i zmęczony po wrażeniach, myślach i rozmowach. Lecz o pierwszem świtaniu obudził się z jasną zupełnie głową i z głęboką troską w sercu.
Słysząc, że kręci się po podwórku, ciotka Manzela wstała z łóżka, ugotowała kawy i kazała mu wypić filiżankę. Kawa była tak niedobra, że odwrócił się, aby ją wypluć, potem powiedział:
— Idę do Mateusza po wózek i zaraz wybiorę się po drzewo. Wrócę o zmroku, a wtedy pomówimy o najważniejszych sprawach. Wczoraj wieczorem miałem trochę w czubie i nie pamiętam nawet, o czem mówiłem.
Ciotka Manzela okręciła mu kawałek chleba i sera w chusteczkę i wyszedł trzymając zawiniątko pod sukmaną. Prawie nieświadomie, idąc do Mateusza po wózek, skierował się w stronę domu Noinów i wszedł w uliczkę, gdzie go ciągnęła jakaś fatalna, magnetyczna siła. Ale nie zobaczył nikogo. Cały dom spał jeszcze w jasnej świeżości błękitnego świtu, tylko na cichej uliczce, gdzie widniały dotąd siady wczorajszej uroczystości, kury dziobały ziarno, rzucane nowożeńcom i grzebały z ciągiem gdakaniem jakgdyby z radości.
Piotr spojrzał i minął, bijąc mocno podkutemi butami szczątki talerzy, walające się jeszcze na ulicy.